Do 40-stki juz mam z górki
Bez wysiłku w dół pomykam
Szlakiem moim jest rutyna
Coraz rzadziej się potykam
Krwawią wciąż obdarte łokcie
Czuję ciągle stare rany
Przykrych wspomnień cała kupa
Pędzi za mną jak barany
Nudą wieje wiatr mi w oczy
Coraz szybciej stawiam kroki
Chcę coś zmienić w swoim życiu
Więc rozglądam się na boki
Kuszą ścieżki nie odkryte
Skoczył bym też w gęste chaszcze
Trochę boję się spróbować
Aby w wilka nie wpaść paszczę
Muszę jednak coś z tym zrobić
Chucie swoje zaspokoić
Może trafi się wilczyca
Którą w krzakach da się złoić
Nagle czuje mocny ucisk
Ostry obcas w szyję kłuje
To prywatna dozorczyni
Me zapędy tak hamuje
Przywołuje do porządku
Grozi słodkim swoim głosem
Znowu truchtam wprost przed siebie
Ze spuszczonym nisko nosem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz